Nie chciałem cię budzić, tak słodko spałaś w tych krzakach, Boże drogi, a jak pachniałaś. Nogi, te gładkie, zgrabne kolumny świątyni twego ciała, co za klisza, co za kicz. Ale jak na mnie działało… Jak to na mnie działało. I twój zapach, szło od niego oszaleć, wydrapać sobie oczy, wyrwać kutasa, sam nie wiem, co jeszcze. Skulone nogi i krótka dżinsowa spódniczka, pozostawiająca niewielkie pole dla wyobraźni. Zaiste niewielkie. - Galban, to ty? - spytałaś. - Tak - odpowiedziałem. - Wybacz, nie chciałem cię budzić, słodka. Lubiłaś, kiedy tak ci mówiłem. Uśmiechnęłaś się ponętnie, wiesz jak. Boże drogi, jak to na mnie działało. Dzida była już naoliwiona. Z końcówki sączył się lepki smar. Chciałem wbić ją w twoje mięsko. Prędzej. Nasycić się. - Co masz? - spytałaś. - Piňtę przyniosłem. Jeszcze ciepła. Twoje złote oczy się rozszerzyły. Tak, przyszedłem cię nakarmić, ale najpierw… - Galban, do kurwy nędzy! - wrzasnęłaś, kiedy bezceremonialnie zacząłem zdejmować te przykrótkie dżinsy pozostaw...
– Wiesz już, gdzie idziesz? – spytał Züv, bezczelnie wbijając we mnie wzrok. Zawsze miał w oku tę iskrę, zawadiacką, czasami wręcz niebezpieczną; być może dzięki temu inni wyczuwali, że należy mu się szacunek, że w społecznej hierarchii znajduje się wyżej, niż oni. Co ciekawe, wrażenia tego nie niweczyły okulary z grubymi szkłami, pryszczata twarz, kędzierzawe blond włosy i wątła, chuda postura – wręcz przeciwnie, zdawały się jeszcze je potęgować. Uśmiechnął się delikatnie, rozparty na twardej, knajpianiej ławce, jak na najwygodniejszym na świecie fotelu. Nie było chyba miejsca, w którym by się nie odnalazł; sytuacji, w której nie czułby się jak w domu. Nigdy nie widziałem, żeby cokolwiek wybiło go z tej homeostazy samozadowolenia. Drażniłem go nieraz, prawda, i próbowałem sprowokować, ale z mizernym rezultatem. Czasami tylko drgał mu kącik ust, i po tym później nauczyłem się poznawać, że tam w środku coś fermentuje, buzują emocje, których rodzaju i natężenia nie potrafiłem odgadnąć. W...