Nie chciałem cię budzić, tak słodko spałaś w tych krzakach, Boże drogi, a jak pachniałaś. Nogi, te gładkie, zgrabne kolumny świątyni twego ciała, co za klisza, co za kicz. Ale jak na mnie działało… Jak to na mnie działało. I twój zapach, szło od niego oszaleć, wydrapać sobie oczy, wyrwać kutasa, sam nie wiem, co jeszcze. Skulone nogi i krótka dżinsowa spódniczka, pozostawiająca niewielkie pole dla wyobraźni. Zaiste niewielkie. - Galban, to ty? - spytałaś. - Tak - odpowiedziałem. - Wybacz, nie chciałem cię budzić, słodka. Lubiłaś, kiedy tak ci mówiłem. Uśmiechnęłaś się ponętnie, wiesz jak. Boże drogi, jak to na mnie działało. Dzida była już naoliwiona. Z końcówki sączył się lepki smar. Chciałem wbić ją w twoje mięsko. Prędzej. Nasycić się. - Co masz? - spytałaś. - Piňtę przyniosłem. Jeszcze ciepła. Twoje złote oczy się rozszerzyły. Tak, przyszedłem cię nakarmić, ale najpierw… - Galban, do kurwy nędzy! - wrzasnęłaś, kiedy bezceremonialnie zacząłem zdejmować te przykrótkie dżinsy pozostaw...